➲ TYTUŁ "Nim nadejdzie świt"
➲ AUTOR Alicja Wlazło
➲ DATA PREMIERY 30.04.2020 (e-book)
➲
WYDAWNICTWO Inanna
➲ ILOŚĆ STRON
➲ OCENA 5/6
➲ OPIS
Podobno pierwsza miłość nie
może trwać wiecznie.
Podobno wypali się przy pierwszym podmuchu pędzącego życia... Czy na pewno?
Podobno wypali się przy pierwszym podmuchu pędzącego życia... Czy na pewno?
Theo pragnie by rodzice byli byli z niego dumni. Chodzi na treningi kickboxingu, jak niegdyś jego ojciec, gra również na skrzypcach, tym samym spełniając marzenie matki. Ich życie wydaje się poukładane, jednak ciągłe nieobecności ojca ciążą coraz bardziej.
Vera chce tylko normalnego życia, lecz jej relacje z matką wykraczają daleko poza te panujące w zdrowej rodzinie. Żyje w stresie, strachu oraz spędza dnie na spełnianiu wygórowanych wymagań matki.
Czy rodzące się pomiędzy Theo i Verą uczucie wystarczy, by przetrwać wszystko, co zgotował im los? I, co najważniejsze, czy zdążą nim nadejdzie świt?
➲ MOJE ODCZUCIA
Miałam już okazję poznać autorkę, ale w całkiem innej
odsłonie. Niemniej muszę przyznać, że w tej nowej wielokrotnie mnie zaskoczyła,
oczywiście pozytywnie. Ilość dostarczonych mi emocji jest ogromna. Czytałam tą powieść
z zapartym tchem, czasem nawet zapominając oddychać. Alicja Wlazło tak lawiruje
życiem swoich bohaterów, że nie sposób odkładać czytania na później…
Theo pragnie być zauważanym przez swoich rodziców. I
tak jak matka, daje mu poczucie bliskości, tak ojciec jest w ciągłych
rozjazdach, zbyt mocno poświęcając się swojej pracy.
Vera całe życie żyje pod dyktando matki, nie może decydować o swoim losie. Z zazdrością spogląda na normalne rodziny, pragnąc zamienić się z nimi miejscem.
Vera całe życie żyje pod dyktando matki, nie może decydować o swoim losie. Z zazdrością spogląda na normalne rodziny, pragnąc zamienić się z nimi miejscem.
Oboje poznają się na zajęciach muzycznych, oboje grają na skrzypcach i to
właśnie miłość do nich ich połączyła. Choć ich spotkanie było intensywne i dość
krótkie, to wywołało jednak ogromne spustoszenie w życiu obojga z nich. Oboje
czuli te emocje, gdy przebywali w swoim towarzystwie. I kiedy ona znika na 10
lat, on nie potrafi sobie z tym poradzić niczym innym jak gniewem. Ona
natomiast żyła z świadomością, że postąpiła najsłuszniej jak potrafiła. Czy
ponowne spotkanie po 10 latach cokolwiek zmieniło w ich uczuciu? Czy tym razem,
Theo ponownie pozwoli jej uciec?
Oba instrumenty tak piękne, a mimo to tak różne. Zupełnie jak ich właściciele. Niczym ogień i woda. Czerń i biel. Vera mogła jedynie żywić nadzieję, że mrok nie okaże się zgubny dla jasności.
Muszę przyznać, iż autorka stworzyła niebanalną
fabułę, którą śledzi się z ogromnym zainteresowaniem. Bohaterowie są trochę
tajemniczy, skrywają swoje sekrety, niewiele o sobie mówią, ale każde
wydarzenie przedstawione w tej książce pozwala, kawałek po kawałku, odkrywać
coś o ich życiu. Historia ta pokazuje nam, że człowiek często posiada dwie
twarze. Pod maską skrywa to, kim jest naprawdę, dlatego że czasem jest do tego
zmuszany, dlatego że to może uratować mu życie. Ale czy życie pod przykrywką jest
życiem jakiego właśnie pragnie? Czy nie wolałby być po prostu sobą? Cieszyć się
w pełni życiem? Są ludzie, którzy nie posiadają skrupułów, by udawać kogoś
innego, robią to nawet z uśmiechem na twarzy. Bawi ich takie życie,
wprowadzanie zamęty i sianie spustoszenia. Ale nie naszą bohaterkę.
Bardzo polubiłam zarówno Theo, jak i Verę. Nad losem
Very nawet trochę ubolewałam. Było mi przykro, że musi żyć pod dyktando osób
trzecich, a nie własnego serca. Było widać jak bardzo ciągnie ją do tego
chłopaka, jak bardzo pragnęłaby spędzić z nim całe życie, jednak jej los z góry
był przesądzony. Niestety, nie mogła sama o sobie decydować. Theo to natomiast
chłopak o ogromnym sercu, czuły, opiekuńczy i niezwykle oddany własnym
przekonaniom.
Wsiadła do samochodu, zostawiając za sobą serce i przeszłość, ale także przyszłość.
Serce, które pragnęło jedynie zaznać miłości – a której nie mogła mu zapewnić. Przeszłość, która gnała za nią na każdym kroku – a której nie mogła się pozbyć. Przyszłość, w której pragnęła się zatracić, choć nie mogła.
Bo dla niej nie było już nadziei.
Jeśli liczycie na ckliwy romans, to muszę was
rozczarować, gdyż tego tutaj nie znajdziecie. Będzie oczywiście miłość, ale
głównie możecie tutaj liczyć na sensację. Sensację, którą autorka poprowadziła
po prostu po mistrzowsku. Historia naszych bohaterów nie jest banalna, ma
liczne wyboje, ścieżki, które są trudne do pokonania. Theo nie radzący sobie z
ciągłą nieobecnością ojca, Vera, którą ma być pozbawiona wszelkich uczuć i żyć
pod dyktando innych. Ta dwójka ma za sobą trudne chwile, ale pragnie czerpać z
życia pełnymi garściami. On poszedłby za nią w ogień, Ona próbuje zniechęcać go
na każdym kroku, wierząc, że w ten sposób może go uratować. Sporo w tej książce
o relacjach rodzinnych, które nie są takie kolorowe jakby mogło się wydawać. To
relacje, które mają rysy, jakieś niedociągnięcia i nieporozumienia. Relacje,
które mogą zdarzyć się w prawdziwym życiu.
Nie da się ukryć, iż czasem w życiu spotykamy
przypadkowo jakąś całkiem nieznaną nam osobę, a ona wywraca nasze życie do góry
nogami. Sprawia, że wpojone nam zasady, zaczynają tracić na znaczeniu, a życie
przybiera całkiem inny obrót spraw. Ale nie zawsze można nad wszystkim
zapanować. W życiu nic nie dzieje się bez przyczyny.
Nim nadejdzie świt to historia napisana
emocjami i napięciem. Jak już wkroczy się w życie bohaterów, śledzi się je z
zapartym tchem. Akcja dzieje się błyskawicznie, a zakończenie wbija w fotel.
Koniecznie przeczytajcie!
Za możliwość
przeczytania, zrecenzowania i patronowania serdecznie dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad.