WYZWANIE - KSIĄŻKA 8
*Tytuł: "Chłopiec - duch. Prawdziwa opowieść o cudownym powrocie do życia".
*Autor: Martin Pistorius, Megan Lloyd Davies
*Wydawnictwo: Znak
*Rok wydania: 2015
*Ilość stron: 298
*Ocena: 10/10
*Opis:
Wszyscy myśleli, że Martin, który jako dziecko zapadł na dziwną chorobę, jest tylko pustą skorupą - ciałem sztucznie podtrzymywanym przy życiu. Nawet jego własna matka życzyła mu, by wreszcie umarł.
Tymczasem w pełni świadomy Martin przez 12 lat tkwił w sparaliżowanym ciele, które nie pozwalało mu na kontakt ze światem. Mimo że znalazł się w najstraszniejszej i pozbawionej wyjścia pułapce, NIE STRACIŁ WIARY I NADZIEI. Nieprawdopodobna siła umysłu pozwoliła mu przetrwać.
*Moje odczucia:
Martin jako mały chłopiec był wesołym i szczęśliwym dzieckiem kochającym klocki. Ale powoli z dnia na dzień zapadł na chorobę, której nie mógł rozpoznać żaden z lekarzy. Rodzice z każdym dniem tracili z nim kontakt. W końcu, matka zaczęła traktować syna jak roślinkę, dla której nie ma już przyszłości. W pewnym momencie życzyła własnemu synu śmierci. Na ojcu spoczęły obowiązki względem syna, codzienna opieka i pielęgnacja.
"Mój umysł zaczął się budzić, gdy miałem miej więcej szesnaście lat, a gdy skończyłem dziewiętnaście, odzyskał pełną sprawność: wiedziałem, kim jestem i gdzie się znajduję."
Martin dzień spędzał w domu opieki społecznej, natomiast noce w domu. Jego umysł odzyskał świadomość, ale ciało nie reagowało na jego bodźce, więc nie mógł się porozumieć z nikim.
"Innym ludziom przypominałem roślinę w doniczce: coś, co należy podlewać i trzymać w kącie. Wszyscy tak przywykli do mojej nieobecności, że nie zauważyli mojego powrotu."
Rodzina, lekarze, pracownicy opieki - nikt z nich nie zauważa, że Martin wrócił do życia. Z początku, za wszelką cenę, próbował się porozumieć z kimkolwiek, ale wszyscy traktowali go niczym ducha. Dopiero pojawienie się Virny w życiu Martina, dało mu jakiś płomyk nadziei. To właśnie ona jako jedyna dostrzega w nim człowieka. I dzięki niej, w życiu Martina zachodzą ogromne zmiany.
O czym jest ta książka? O chłopaku, który miał szczęśliwe dzieciństwo, dopóki nie zapadł na chorobę, która uwięziła go w jego własnym ciele na długich 12 lat. O jego odzyskaniu świadomości, ale braku kontaktu z kimkolwiek, dopóki nie spotkał na swej drodze Virny. Myślę, że gdyby ona nie pojawiła się w jego życiu, być może do dzisiaj tkwiłby wciąż uwięziony w swym ciele, bez możliwości kontaktu ze światem rzeczywistym. Książka otwiera nam oczy również na to, jak wygląda życie w domach opieki - niestety nie zawsze jest ono kolorowe, o czym nasz bohater miał okazję się przekonać. Pracownicy takich ośrodków potrafią być naprawdę okrutni.
"Gdyby tylko wiedziała, co mi się przytrafiło w tamtym ośrodku, z pewnością nigdy by czegoś takiego nie powiedziała. Ale nie miała o tym pojęcia."
"-Jedz, ty ośle jebany - rzuca opiekunka."
"-Pospiesz się, ty kupo śmiecia. Pospiesz się, bo nigdy nie skończymy."
Książka poruszy serce każdego czytelnika. Historia Martina jest dramatyczna. Opowiada o niesamowitej chęci życia, o sile ducha, ale także o walce ze strachem i samotnością.
Czy kiedykolwiek przypuszczaliście, że nasze własne ciało, może stać się dla nas samych więzieniem? Jak brak komunikacji i wyrażania samego siebie, może uczynić nas niewidzialnym dla reszty świata? Jak choroba własnego dziecka, może wpłynąć na resztę rodziny? A przede wszystkim jak ludzie postrzegają osoby niepełnosprawne?
Być może na świecie jest miliony osób podobnych jak Martin. A jaki procent z tej ilości ma szansę na powrót do normalnego życia? Bycie osobą niepełnosprawną nie oznacza bycia kimś gorszym. Przecież to także normalny człowiek, który pragnie, by go zauważano, by dano mu szansę cieszenia się życiem, a przede wszystkim, by dano mu szansę na miłość. Takie osoby pragną, by akceptowano je takimi jakimi są. Martinowi się udało. Udało mu się powrócić do życia, jego nieodparta wola i chęć, by żyć, sprawiły, że odnalazł kontakt z ludźmi. A co najważniejsze, spotkał miłość swego życia, która zaakceptowała go takiego, jakim jest.
"Joanna akceptuje mnie takim, jaki dziś jestem, i nie żałuje tego, co było kiedyś.[....] Nie przymusza mnie do robienia niczego ani nie wyraża dezaprobaty, jeżeli nie mogę czegoś zrobić.[...]Nie krąży nade mną niczym matka czekająca, by podnieść raczkujące dziecko. Pomaga mi tylko wtedy, gdy - i jeżeli - tego potrzebuję."
Na zakończenie muszę przyznać, że to jedna z lepszych książek, jakie przeczytałam w swym życiu i o której z całą pewnością trudno będzie zapomnieć. Mimo, że nie jest to lektura łatwa, gdyż potrafi wstrząsnąć swoją treścią, to wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Niejednokrotnie zastanawiałam się, dlaczego Martina to spotkało, jaka była tego przyczyna, co tak naprawdę wywołało jego chorobę? Niestety odpowiedzi na te pytania, nie odnalazłam. Odnalazłam jednak, dzięki Martinowi, wiarę i nadzieję w lepsze jutro. Jego historia mnie zainspirowała i udowodniła, że zawsze trzeba walczyć do samego końca.