Katarzyna Mak - urodziła się w Gorzowie Wielkopolskim, a od przeszło dwudziestu lat zamieszkuje malowniczą wieś, gdzie wiedzie spokojne, pełne harmonii życie rolniczki z wyboru, bo wraz z mężem prowadzi gospodarstwo ekologiczne. Niepoprawna romantyczka i marzycielka, uwielbia książki o miłości i czasem oderwane od rzeczywistości komedie romantyczne. Marzy o podróżach. Pasjonatka starych zamków i ich historii. W 2017 roku zadebiutowała powieścią ''Dwadzieścia minut do szczęścia''. Poza pracą wśród licznych zwierząt i pisaniem, głównie nocą, na co dzień żona Grzegorza, matka trójki dzieci: Kacpra, Dominiki i Filipa oraz babcia Antosia.
1. Czy wyobraża Pani sobie życie bez zwierząt?
Raczej nie. Kocham zwierzęta, choć jeszcze bardziej otaczających mnie ludzi i bezwzględnie nie wyobrażam sobie życia właśnie bez nich. Niemniej ciężko jest mi sobie wyobrazić, że tylko ludzka populacja miałaby zamieszkiwać naszą planetę. Zwierzęta bowiem stanowią część nas samych. Nierzadko są naszymi powiernikami w szczęściu i niedoli, swoistą pociechą. Ale często, co dla niektórych może wydać się okrutne, bywają także pożywieniem albo pochodną składników, które spożywamy (mam nadzieję, że nie spadnie na mnie za to fala hejtu, którym się zwyczajnie brzydzę).
2. Ile zwierząt miała Pani w swoim życiu?
Całkiem sporo. Kiedy byłam małą dziewczynką moimi pupilkami na ogół bywały chomiki. Mama z racji tego, że wraz z moją wówczas pięcioosobową rodzinką mieszkaliśmy w małym, ciasnym mieszkanku na ósmym piętrze, rękoma i nogami 😉 wzbraniała się przed posiadaniem psa, czy kota. Dlatego od wczesnych lat powtarzałam jej, że jak dorosnę… I cóż. Przeprowadziłam się na wieś. A tu zwierząt mi nie brakuje. Mam psy, kota. Wspólnie z mężem prowadzimy gospodarstwo rolne i hodujemy w nim bydło, na które składają się krowy, cielęta, buhaje. Moje chłopaki – mowa tu moim mężu i starszym synu – kochają gołębie pocztowe, więc w moim życiu zwierząt jest pod dostatkiem.
3. Zwierzę jest dla mnie…
Hmmm, kim dla mnie jest zwierzę. Radością, jakiej czasem w tych szalonych czasach brakuje nam wszystkim w życiu. Jeśli ktoś spodziewał się, że odpowiem, iż zwierzę jest przyjacielem, bądź członkiem rodziny, to się myli. Straciłam kiedyś bowiem ukochane zwierzę, które uważałam wówczas za przyjaciela, członka rodziny, takie małe ogniwo wypełniające naszą rodzinną więź. Omal nie postradałam wówczas rozumu, kiedy ta istota odeszła. Dlatego przyrzekłam sobie wówczas, że zwierzę na zawsze pozostanie zwierzęciem, a człowiek człowiekiem. I że już zawsze będę płakała jedynie po stracie ludzi… Lecz czy mi się to udaje?
Może uznacie to za pewnego rodzaju tchórzostwo, ale ja nie zamierzam się wstydzić swoich słabości. Być może jest to pewnego rodzaju ucieczka, ale nie potrafię inaczej.
4. Ludzie często uważają, że zwierzęta nie mają duszy. A jakie jest Pani zdanie na ten temat?
Niezwykle trudne pytanie. Powszechnie uważa się, że zwierzęta nie posiadają duszy. Ja jednak nie jestem tego aż tak bardzo pewna. Przydarzyła się bowiem kiedyś taka sytuacja w moim życiu, że byłabym w stanie zmienić zdanie na ten temat. Ale ja przecież jestem pisarzem, więc może zwyczajnie ponosi mnie wyobraźnia?
5. Co sądzi Pani o Fundacjach ratujących zwierzęta?
Cóż, kolejne pytanie, na które po udzieleniu odpowiedzi, obawiam się, że spadnie na mnie nie tyle krytyka, do której każdy ma prawo, a fala hejtu. Otóż w zasadzie nie mam nic przeciwko takim organizacjom. Jednak kiedy widzę ogrom ludzkich nieszczęść, to uważam, że na pierwszym miejscu zawsze powinni znajdować się potrzebujący ludzie, a dopiero potem zwierzęta. Uważam też, że jeśli udałoby się nam pomóc wszystkim potrzebującym, nierzadko bezradnym ludzkim istotom, wówczas ten nad plan finansowy można by przekazywać na Fundacje ratujące zwierzęta. Już widzę oburzenie na twarzach ludzi, którzy są innego zdania. Niemniej moje zdanie jest właśnie takie, a nie inne. Byłam kiedyś świadkiem, kiedy zwierzę potraktowano lepiej od człowieka. To był świąteczny czas, okres przed świętami Bożego Narodzenia. Robiąc zakupy w jednym z supermarketów natknęłam się na sytuację, która wywołała we mnie łzy, gorycz i niedowierzenie. Otóż na własne oczy widziałam, jak kasjerka, która kilka chwil wcześniej zabawiała psa jednego z klientów, który w cieplutkim, ogrzewanym przedsionku sklepu ujadał za swoim właścicielem, wyrzuciła na mróz bezdomnego człowieka. Mam mówić więcej? Nie potrafię, nie zdołam…
6. Załóżmy, że jest Pani świadkiem sytuacji, w której ktoś krzywdzi zwierzę. Jak Pani reaguje?
Uważam, że nie wolno świadomie krzywdzić zwierząt. Przecież to żywa istota, czująca, tak samo jak my. A czy my ludzie lubimy, jak ktoś wyrządza nam krzywdę? Dlatego w zaistniałej sytuacji, o której mowa, pewnie zdzieliłabym delikwenta, może torebką, po głowie?
7. Pani ulubione zwierzę to?
Pies, zdecydowanie. Lubię też koty. Zresztą każde zwierzę ma w sobie to coś, tylko trzeba umieć to w nim odnaleźć. Niemniej pies był moim dziecięcym marzeniem i może właśnie dlatego jest na szczeblu wyżej od innych równie ujmujących moje serce zwierząt?
8. Jakie zwierzę według Pani byłoby najlepszym bohaterem książki?
Krowa? 😊 😉 Żartuję oczywiście. Chociaż, gdybyście zobaczyli na własne oczy, co te zwierzęta niejednokrotnie są w stanie uczynić, to pewnie można by z tego napisać całkiem przyjemną komedię.
9. Mówią, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Ja zgadzam się z tym w 100 %, a Pani?
Czy najlepszy? Na pewno bezwarunkowy. Akceptuje bowiem człowieka takim, jakim jest. Nie ocenia, nie krytykuje… Ale czy w prawdziwej przyjaźni właśnie o to nam chodzi? Ja osobiście w przyjaźni oczywiście oczekuję miłości, zrozumienia, pocieszenia w trudnych sytuacjach. Ale też jeśli zajdzie taka konieczność, to liczę, że mój przyjaciel potrząśnie mną, kopnie w tyłek, jeśli nie będzie miał innego wyjścia, popuka mnie w głowę, czy nawet pokaże mi środkowy palec. Ważne, by poskutkowało właściwie. A nikt inny, jak odpowiednio dobrany ludzki przyjaciel nie jest w stanie tego zrobić, czyż nie?
10. Jakie zwierzę według Pani jest najbardziej fotogeniczne i dlaczego?
O cholercia? Nie wiem. W zasadzie to chyba uważam, że ze zwierzętami jest podobnie jak z ludźmi. Albo jesteśmy fotogeniczni, albo nie. I ani żadna odmiana, czy rasa nie ma tu nic do rzeczy. Albo urodziliśmy się „gwiazdami foto” albo nie.
Serdecznie dziękuję Autorce za poświęcony mi czas.