Postanowiłam wprowadzić nowe cykle na moim blogu pod nazwą BLOG TALK SHOW, mające na celu lepsze poznanie blogerów nie tylko od strony książkowej, ale i osobistej.
Mam nadzieję, że cykle przypadną Wam do gustu i chętnie będziecie je czytali.
Zatem zapraszam na pierwszą rozmowę, którą przeprowadziłam z ... sami zobaczcie z kim.
BLOG TALK SHOW #1
Zacznijmy może od tego, że przedstawisz się tym,
którzy Cię jeszcze nie znają (śmiech – tak naprawdę nie wiem, czy są tacy
którzy Cię nie znają).
Cześć wszystkim! Nazywam się
Aleksandra Szoć i jestem założycielką Stan: Zaczytany. I nie jestem taka
,,popularna”, jak to się naszej Grażynce zdaje. Oprócz prowadzeniem stron na
Facebooku i bloggerze, zajmuję się pisaniem recenzji i promowaniem nie tylko
autorów, ale i także recenzentów, a nawet czytelników. Choć moją domeną są
książki, to ludzie są dla mnie ważni i właśnie tym kieruję się w swojej
działalności. Bo bez człowieka przecież nawet nie powstałaby książka, prawda?
:)
Kiedy w Twojej głowie zrodziła się myśl, by
założyć blog? Czy ta pasja narodziła się wraz z Twoim pojawieniem na świecie?
Czytanie towarzyszyło Ci od zawsze, a może miłością do książek zaraziła Cię
jakaś osoba?
Nigdy nie lubiłam czytać.
Byłam typową anty-zaczytaną. Mój ojciec miał wielką domową bibliotekę, ale
kiedy się od niego wyprowadziłyśmy, w moim pokoju były tylko podręczniki
szkolne. Chociaż, jakby tak się głębiej zastanowić, podręczników prawie nigdy
nie kupowałam (śmiech). Nie chcielibyście mnie wtedy poznać. Byłam potworna i
teraz sama siebie się wstydzę.
Zaczęłam czytać z własnej,
nieprzymuszonej woli dopiero wtedy, kiedy sięgnęłam po Mastertona. Ale i po nim
nastała bardzo długa przerwa. Później usłyszałam o
Zmierzchu i jakoś w
ten sposób zaczęłam kupować książki. Z racji moich problemów osobistych nie
mogłam sobie pozwolić na kupowanie – kiedy nadarzała się szansa, mama mi
kupowała. Ale summa summarum, kiedy w wieku szesnastu lat przeprowadziłam się
do braci, miałam na swoim koncie jakieś... Trzy pozycje? Może cztery.
Wszystko zmieniło się po
śmierci mojego ojca. Zmieniłam się, zmieniłam swoje nastawienie i spojrzałam na
wszystko... z boku. Tata zdążył mi dać przed swoją śmiercią kilkanaście
pozycji, ale to byłoby na tyle. Dbał o książki. Kochał je całym sobą.
Nic więc dziwnego, że miał taki piękny zbiór.
A co ja miałam? Nie miałam nic. Dlatego postanowiłam każdy wolny grosz odkładać
na książki. Chciałam wydawać pieniądze na to, co zostanie ze mną na zawsze i co
sprawi, że spoglądając na powieść, pomyślę sobie ,,wiem na co przeznaczyłam
ciężko zarobione pieniądze”. Nie wydaję na fast foody, czy inne duperele, które
znikną z mojego życia równie szybko, co się pojawiły.
Po dwóch latach (w
listopadzie 2013) postanowiłam założyć fanpage, który pozwoliłby mi wyciszyć
własne myśli. Jak wiecie, lubię robić tysiąc rzeczy naraz, a najgorsze
zmęczenie wywołuje we mnie brak zajęcia. Poza tym fanpage pozwalał mi poznać
ludzi i przełamać lody, bowiem nie należę do grupy osób, które lubią rozmawiać.
Bo choć jestem gadułą, nienawidziłam obcych. Prowadzę blog książkowy, ale przez
te wszystkie lata Stan: Zaczytany zmienił mnie, pozwolił mi zauważyć, że
istnieją na tym świecie ludzie, z którymi mogę się dogadać. Zaczęłam
interesować się psychologią, aby pozbawić się swoich własnych lęków, i dzięki
temu poszerzałam swoją wiedzę. To aż zadziwiające, że zwykły blog książkowy
zmienił mnie od całkiem innej strony. I to na lepsze!
Na swoim koncie masz już wydaną jedną książkę,
obecnie starasz się wydać drugą. Jak to się stało, że zaczęłaś pisać?
Akurat z pisaniem było inaczej niż z czytaniem.
Pisałam odkąd nauczyłam się pisać. W moim pierwszym opowiadaniu główny bohater
był kosmitą – ufoludkiem, który fruwał swoim malutkim statkiem kosmicznym i
nawiedzał jedną dziewczynkę, która miała okazać się księżniczką. Och, tak.
Miałam kilka lat? Potem były opowiadania na blogu (dopiero parę lat później
założyłam Stan: Zaczytany). I tak jakoś się potoczyło... :D
Ile książek liczy dzisiaj Twoja własna
biblioteczka?
Tysiąc.
Żartuję (śmiech). Tak
naprawdę to nie liczyłam w tym roku. Wiem, że w poprzednim brakowało mi
jakoś... 30? do tysiąca. Książki nadal zbieram, zbieram, zbieram... Może
niedługo przekroczy tę liczbę. :D
Czy w latach szkolnych chętnie czytałaś lektury?
A w życiu! Przeczytałam jedynie ,,Tajemniczy ogród”
(uwielbiam!) i Przedwiośnie – z powodu poprawki z polskiego. Oj, ja i lektury –
to była zgroza! Za to teraz nadrabiam. :)
Jakie przezwisko miałaś w latach szkolnych?
Czy nadal się ktoś do Ciebie zwraca w ten sposób?
Właściwie nigdy nie miałam przezwiska. Jak kiedyś pracowałam jako kelnerka na
ślubach i stypach, w firmie znajdowały się dwie Aleksandry. Szefowa się
wkurzała, więc nazwała mnie Aleksji – i tak niekiedy się podpisuję. Niektórzy
mówią do mnie Alex, niektórzy czarna, niektórzy wyzywają mnie od idiotek – na
przykład, a właściwie przede wszystkim moja rodzina i przyjaciele
(śmiech). Dla wszystkich zaś jestem Olą. I niech tak pozostanie. :)
Jeśli miałabyś się opisać jednym słowem, jak ono
by brzmiało i dlaczego właśnie tak?
Jak mam się opisać jednym słowem? Jestem...
Człowiekiem. Dlaczego? Bo nie jestem nikim wyjątkowym. Mam głowę, włosy, oczy,
nos, usta, uszy, szyję, cycki (śmiech)... Chyba to wystarczające wytłumaczenie.
:D
Łatwo ufasz ludziom? Czy zdarzyło się, że kiedyś
się na kimś zawiodłaś?
Pytanie powinno brzmieć: czy ufasz ludziom? Odpowiedź
brzmi: nie. Nigdy nie ufam, nawet przyjaciołom – oni o tym wiedzą. Jestem z
charakteru dość... specyficzna, a nawet i ciężka. Nie przywiązuję się do ludzi,
nie ufam. Najważniejszą moją cechą jest to, że nie potrafię kłamać i nigdy nie
kłamię. Wyczuwam kłamstwo na kilometr, ale to już inna sprawa. Jestem wycofaną
osobą, która niby żyje w tym samym świecie, ale tak naprawdę stoi z boku i z
uśmiechem na ustach przygląda się całemu zamieszaniu. Nie odczuwam emocji,
jestem raczej zamknięta. Zwykle robię dobrą minę do złej gry. Nigdy też nie
wyjawiam, jeśli zauważę czyjeś potknięcie (kłamstwo, fałszywość), bo nie widzę
w tym żadnego celu. Gram wtedy w tę obłudną grę, dopóki druga osoba się nie
wykończy.
Czy się kiedyś na kimś zawiodłam? Owszem, ale to
zapewne w dzieciństwie. Jak już wspomniałam, nie przywiązuję się do ludzi. Nie
interesuje mnie to, czy ktoś mnie oszukał, czy odwrócił się do mnie plecami.
Nigdy nie otworzyłam się na tyle, aby cierpieć. Często zrywam z ludźmi
kontakty, co jest dla mnie normą, bo jestem ruchliwą osobą – nawet w sferze
psychologicznej. Nie stoję na tym samym miejscu, co wczoraj. Idę dalej. Zawieść
się może jedynie osoba, która wyrządziła krzywdę, bo zawiodła się na sobie – a
chciałabym zauważyć, że to najgorsza forma karmy.
Jakim motto kierujesz się w swoim życiu?
,,Szczęście bez łez nie istnieje, tak samo jak nie ma
życia bez śmierci”. Może to nie motto, ale mój ulubiony cytat z ,,Cięcie”
Veita. Musiałam to tu napisać. :D
Jakim mottem się kieruję? Cóż... Carpie diem – bo
żyję tak, jakby jutra miało nie być. ,,Cokolwiek zrobisz, wróci to do Ciebie z
potrójną siłą”. ,,Po upadku należy powstać” i wiele, wiele innych. Właściwie
każde motto powinno być istotne, bo w końcu napełniają nas energią do
działania. Dlatego też nie mam swojego ulubionego motta. :)
W jakim kierunku się kształcisz? Czy wiążesz z nim swoją przyszłość?
O, w końcu jakieś łatwe pytanie! :D
Jestem na opiekunie medycznym i... Nie, nie wiążę
sobie z nim przyszłości. Nie wiem, co będzie jutro, więc nie daję sobie takich
długoterminowych zadań.
Z początku, przed pierwszymi praktykami, miałam
wielkie obawy co do tego zawodu. Ale wystarczyło, że pojawiłam się przy pacjencie,
a już wiedziałam co robić. Teraz mam wyrobionych PONAD 100% godzin! Uwielbiam
to robić, ale nawet to nie gwarantuje, że za tydzień nie zmienię zdania
dotyczącego mojego zawodu. Jak już wiecie, mam ,,mrówki w tyłku” - nie usiedzę
w jednym miejscu. Myślę jedynie o tym, żeby raz jeszcze wrócić na masażystkę.
Kto wie...?
Co sprawia, że na Twojej buzi pojawia się
uśmiech?
Wy. Tak serio, to ludzie tacy jak Wy. Jak już
wcześniej wspomniałam, jestem dość zamkniętą osobą, która inaczej postrzega
świat. Lubię zagłębiać się psychologię ludzką i przez ten okres, kiedy zaczęłam
zwracać uwagę na zachowania, wyciszyłam się. Ci, którzy już zdążyli mnie
poznać, wiedzą jak bardzo nie lubię prezentów. Nie lubię materialności. Nie
dlatego, że jestem popaprana, ale po prostu... Rzeczy można kupić, ale dobroci
nie. Dlatego zawsze uśmiecham się, kiedy widzę dobry gest. Kiedy sama widzę
uśmiech. Kiedy widzę, że ktoś nie wyłożył na ladę pieniędzy, a swoją duszę. Bo
to właśnie jej nie możecie kupić. Ja jestem łowcą tych dusz i jeśli przede mną
ją odsłonicie, ja się uśmiechnę.
Nie zanudza Cię jeszcze rozmowa ze mną (śmiech)
?
Shhh. Nie przeszkadzaj. Ja się dopiero rozkręcam. Daj
się wygadać!
Zdradź nam swoją największą życiową wtopę.
Dobra. To może jednak powróćmy do poprzedniego
pytania (śmiech)?
Życiowa wtopa? Hmm... (wcale nie przewinęły mi się
przed oczami jakieś sekstylion obrazów własnych życiowych wtop) Nie mam
pojęcia, co mogłabym dać na przykładzie i które byłoby dozwolone... I które
nadawałoby się dla czytelników... I które nie wywołają, że stanę się
pośmiewiskiem...
Rety, Grażynko. Ja codziennie mam MINIMUM jedną
wtopę! Nie mogłaś wybrać innego pytania?! Np. Ulubiony kolor? (tutaj z
odpowiedzią również byłby problem).
No więc... Uch.
Byłam na kolonii – miałam naście lat. Środek lasu,
domek pełen dziewczyn w różnym wieku – od najmłodszych, aż po najstarsze - i
zbliżająca się pora spania.
Zakolegowałam się z trzema dziewczynami – dwoma
siostrami i brunetką, która po dziś dzień jest moją bliską przyjaciółką. Te dwie
dziewczyny były szalone, więc nic dziwnego, że opiekunki często patrzyły w
naszą stronę.
Tamtego wieczoru poszłam się umyć. Nie zamykałam na
zamek (o ile w ogóle tam był) drzwi od łazienki. Weszłam pod prysznic,
zasłoniłam się kurtyną i robiłam swoje, kiedy nagle słyszę pukanie do drzwi.
Mówię, że mogą wejść – to była ta jedna kumpela z tych moich ,,kolonijnych
przyjaźni”. Szumiała woda, więc nie słyszałam, że weszła z kimś innym.
Myślałam, że przyszła za potrzebą, a tu nagle...
Dobra, jestem panikarą. Kiedy usłyszałam, że
wprowadziła do środka jedną naszą młodą koleżankę (która miała z... osiem lat?)
i trzymając ją przy sobie na siłę, podeszła do lustra i zaczęła powtarzać
,,krwawa Merry”, zaczęłam strasznie wrzeszczeć. Zakręciłam wodę (albo i nie), jakoś
owinęłam się ręcznikiem (nie do końca) i wybiegłam z łazienki.
Najśmieszniejsze, że ta młoda z płaczem uciekła do łóżka, koleżanka śmiała się,
a ja – chociaż wyszłam z pomieszczenia – stanęłam naprzeciw lustra i wciąż
wrzeszczałam. Ocknęłam się dopiero, kiedy kierowniczka kolonii weszła i zaczęła
się na mnie wydzierać. Spostrzegłam wtedy, że wszyscy – prawie cała kolonia -
zgromadzili się w naszym ,,saloniku” i gapili się na mnie (przypomnijcie sobie
mój ubiór). Kierowniczka pytała się, co się stało – a była nieźle wkurzona – a
ja, jako że nie chciałam wydać swojej kumpeli, wyjaśniłam jej:
Pająk.
I pokazałam jej pająka wiszącego przy suficie.
Wiem, że potrafisz mieć 100 pomysłów na minutę
(śmiech). Czy czasem nie gubisz się we własnych myślach?
Nie wierzę, że liczysz moje
pomysły (śmiech)! Tak naprawdę nie miewam pomysłów. One same nachodzą, kiedy
widzę przejrzystą drogę. Nie gubię się w nich (raczej o niektórych zapominam).
Nie rozmyślam, po prostu działam. Zwykle są one ambitne tylko wtedy, kiedy działam
spontanicznie, czyli... Coś mi wpada do głowy, nie rozważam, a organizuję.
Jeśli mam pewność siebie, wszystko idzie jak po maśle. :)
Kochasz zwierzaki. Masz swoją ukochaną suczkę
Ari. Przedstaw nam ją. Zdradź nam jak trafiła pod Twoje „skrzydła”?
Ari, to tak naprawdę Aradia –
imię zaczerpnięte skądś, a oznacza ono ,,królową wiedźm”. Idealne imię dla mej
księżniczki! Urodziła się 30 grudnia. 13 lutego otrzymałam wiadomość od
przyjaciółki, że adoptowała psa. Akurat siedziałyśmy z mamą w kuchni przy porannej
kawie, gdy nadeszła ta informacja. Z racji naszego życia, miałam kilka psów,
które niestety – nie z mojej winy – zostały oddane w inne ręce. Poza tym jestem
uczulona na sierść. Miałam kiedyś yorka – nazywał się Karo, ale gdy wróciłam do
domu, okazało się, że ówczesny mąż mojej mamy go sprzedał. Kolejne złamane
serce utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie dane jest mi mieć zwierzę, które
mogłabym traktować po królewsku.

Ale wszyscy rozpoczęliśmy
nowe życie. 13 luty okazał się magiczny, bo następnego dnia – w walentynki –
znowu przy kawie naszła nas myśl ,,a gdybyśmy tak kupiły psa?”. To była kwestia
paru minut. Wyszukałam w internecie ogłoszenie z adopcją Yorka. Znalazłam.
Okazało się, że to nasza znajoma. Ubrałyśmy się, przygotowałyśmy koce, pojechałyśmy
tramwajem na inne osiedle i... I od razu ją pokochałam. Rozwydrzone, ruchliwe i
wyszczekane. Zupełnie jak ja! Dom był pełen dzieci, więc Arunia do tej pory
czuje strach spowodowany hałasem, ale ogólnie... Och. Lepszej córeczki nie
mogłabym mieć.
Wróciłyśmy taksówką – znajomy
nas odwiózł. Arunia owinięta w kocyk od razu przytuliła mi się do szyi (i tak
już pozostało). Napisałam SMS-a braciom, że mamy psa. A jako że każdy w naszej
rodzinie stroi sobie żarty, po pracy zadzwonili się dopytać, czy sobie żartujemy.
Dopóki nie wrócili i nie zauważyli małej czarnej kuleczki, nie wierzyli nam.
Mówiłam Wam, że spontaniczne
pomysły są najlepsze? :)
Zapewne masz wielu przyjaciół? Jaki jest Twój
stosunek do przyjaźni? Czy uważasz, że przyjaźń przez Internet może być
prawdziwa i szczera?
Jak już wspomniałam, nie ufam
ludziom. Nigdy w zupełności. U mnie to raczej wygląda tak, że ,,przyjmuję do
wiadomości”. Jeśli ktoś obiecuje coś zrobić – czekam na realizację, nie na
słowa. Przyjaźń oceniam ze względu na duszę. Jeśli dopasują się z moją duszą,
przyjaźń zawsze jest możliwa – nawet ta Internetowa. Dla mnie przyjaźń to chęć,
wzajemna akceptacja i próby pomagania sobie nawzajem. Wiem, że jeszcze wiele
innym czynników przemawia do tej interakcji, ale... Dla mnie po prostu jest to
obecność.
I tu nie chodzi o to, że ma być tu, teraz, obok, ale o świadomość, że
mentalnie ktoś przy mnie jest. Bo fizyczna obecność nigdy nie jest ważna, kiedy
tej duszy nie ma przy nas, prawda? Dlatego uważam, że nawet przez Internet
przyjaźń może być prawdziwa i szczera. I mam ku temu dobre dowody! :)
Jesteś znaną osobą wśród blogerów książkowych.
Czy zawsze z przyjemnością nawiązujesz nowe znajomości w tej dziedzinie?
Powtarzam: nie jestem popularna! I nigdy nie chcę
taka być. :) Ale odpowiadając na pytanie: owszem, z chęcią nawiązuję nowe
znajomości – nie tylko w tej dziedzinie. Lubię pomagać początkującym, ale
przyznaję, że tylko wybranym – niektórzy chcą osiągnąć sukces, a ja pragnę
tylko, żeby się wewnętrznie spełniali. Dlatego niekiedy odpuszczam. Dla mnie
książki są ważne, ale najważniejsi są ludzie, którymi się otaczam – również
Internetowo. Czasami sobie żartuję, że książki to tylko taka przykrywka, abym
mogła Was poznać.
:) I cieszę się, że Was
poznałam. Nawiązałam tyle wspaniałych przyjaźni, że aż sama jestem w szoku!
Jesteście cudownymi ludźmi. Gdyby nie Wy, nigdy nie stałabym na tym miejscu, co
teraz. I przede wszystkim nie byłabym tą samą osobą, jaką jestem teraz.
Gdybyś coś mogła zmienić w świecie, w którym
żyjesz, co by to takiego było?
,,Najbardziej pragnę pokoju na świecie” (śmiech).
Niczego bym nie zmieniła. Wierzę w to, że musi być równowaga. Nie byłoby dobra,
gdyby nie byłoby zła – czy toteż na odwrót. Chciałabym jedynie, żeby ludzie
czasem się zatrzymali i zobaczyli, że nie są sami na tym świecie. Dlatego
proszę Was o to, abyście nie wbijali wzrok w tarczę zegara, a raz do czasu
przystanęli i rozglądnęli się, aby zauważyć to, co z reguły jest niewidoczne
dla oczu. Dopiero kiedy to osiągnięcie, poczujecie wewnętrzne zaspokojenie.
Skąd pochodzisz, gdzie mieszkasz? Czy lubisz
swoją okolicę?
Pochodzę z Gdańska i wciąż tu mieszkam. Od dziecka
kilkanaście razy się przeprowadzałam, więc okolice zwiedziłam różne. Aktualnie
mieszkam we Wrzeszczu – niedaleko plaży, niedaleko centrum, ale stanowczo za
daleko od jakiejkolwiek księgarni. Może to i lepiej? (śmiech)
Lubię swoją miejscowość. Dużo nie podróżowałam, bo czuję, że
to Gdańsk jest moim ukochanym miejscem i nie odczuwam potrzeby, aby jechać
gdziekolwiek, skoro tutaj znajduje się moje serce. Lubię przechadzać się po
starówce i wyobrażać sobie, jak to setki lat temu wędrowali po ulicy Długiej
królowie. Nie lubię historii – faktów dokonanych, tylko wizję tego, co mogło
być dokonane sto lat temu w miejscu, w którym aktualnie stoję. No cóż... W
końcu mam bogatą wyobraźnię, prawda? :)
Z faktów mniej wiadomych... Mój ojciec pochodził z Rosji, tak
samo jak jego rodzina. Od strony mamy mój dziadek również pochodził z tej
miejscowości, co mój rodzic. Tak więc... Jakieś inne korzenie mam. :)
Jak wygląda Twoje życie miłosne? Jesteś wolna,
zajęta? Z całą pewnością wielu mężczyzn, ucieszy się z odpowiedzi na to
pytanie, bądź zasmuci.
Wolna (śmiech)! Nie akceptuję
związków. Jak już kilkanaście razy powtarzałam, jestem z reguły ciężką osobą. W
związku najważniejsze jest zaufanie oraz przywiązanie do drugiego człowieka, a
ja niestety nie potrafię się zobligować, aby to uczynić. Nic więc dziwnego, że
wolę „samotność” od związania się z facetem. Chociaż, jeśli pojawi się
wytatuowany przystojniak na swym motorze... Mogłabym zmienić zdanie (śmiech).
Nie no, żartuję. Możliwe, że moje nastawienie kiedykolwiek się zmieni –
przecież tego nie wykluczę, jeśli nie znam przyszłości, ale musiałoby mnie
naprawdę coś poruszyć. Uprzedzając: nie czekam na wyśnionego księcia. Czekam
jedynie, aż moja psychika zaadoptuje się w jakimkolwiek związku.
Jesteś jedynaczką, a może masz rodzeństwo? Nie
no, nie będę robiła z siebie wariatki, bo doskonale wiem, że je masz. Przedstaw
i opisz pokrótce swoje rodzeństwo.
Jestem najmłodsza i wcale mi się to nie podoba! Mam trzech
starszych braci, a z dwoma z nich mieszkam. Choć mam ich na co dzień, tworzymy
zgraną ekipę. Mimo że są wredni i mało zabawni (bo naśmiewają się głównie ze
mnie), nie mogłabym wymarzyć sobie lepszych braci. Zrobiłabym dla nich wszystko
(oprócz obiadu, sprzątania, zmywania, prania […]), a oni dla mnie (oprócz
obiadu, sprzątania, zmywania, prania […]). Kiedy jedno z nas ma problem,
rozwiązujemy go razem. To nie tylko moi bracia, ale i najlepsi przyjaciele,
włącznie z moją mamą. Nic więc dziwnego, że się tak dogadujemy. Jak mam ich
opisać? Chyba jako najlepszych ludzi na świecie. :)
Czym lubiłaś bawić się w dzieciństwie?
Sobą. Owszem, lubiłam lalki barbie, samochody i inne
dziecięce zabawki, ale najbardziej lubiłam aktywność fizyczną i główkowanie.
Robiłam sobie namioty z koców i rogówki, laptopa z kartki papieru, wspinałam
się po drzewach, robiłam ,,bazy”, zakładałam kluby i zbierałam uczestników,
wspinałam się na kosze od koszykówki, jeździłam na rowerze, robiłam domki ze
świeżo skoszonej trawy, robiłam fikołki (nawet podwójne!) na trzepaku... Oj,
mogłabym wymieniać i wymieniać.
Koło mojego bloku było boisko (aktualnie na jego miejscu
postawili KOLEJNE bloki mieszkalne) i górka – często znajdowaliśmy tam kości,
naboje, zakopane podkowy. Raz nawet odkopałam pistolet! Ale tak się
wystraszyłam, że wyrzuciłam go za płot.

Jesteś osobą rozrywkową, czy raczej spokojną
(śmiech).
No wiesz Ty co? Oczywiście, że spokojną. Spokojną i
opanowaną. Spokojną, opanowaną i grzeczną. Nigdy nic nie odwalam. Jestem
chodzącą doskonałością (śmiech).
Co lubisz robić nocą?
He. Wyobraźcie sobie teraz uśmiech tego kota z Cheshire – mam
podobny.
Cóż... Ogólnie dla mnie noc to początek dnia. Mało śpię –
zwykle pracuję, więc nawet jeśli nie pracuję, zawsze coś robię. Zadowoli Cię
taka odpowiedź? :D Mam nadzieję, że tak!
Kochana, dziękuję, że przeprowadziłaś ze mną tę rozmowę. Choć
zajęło mi to parę godzin, czuję się niezwykle zadowolona. Przeniosłaś mnie do
wspomnień, uśmiałam się przy niektórych pytaniach, a niektóre mnie rozczuliły.
Mam nadzieję, że czytelnicy będą chcieli to przeczytać z równą chęcią, z jaką
ja miałam doczynienia odpowiadając na Twoje pytania. Jeszcze raz dziękuję! A
Wam, drodzy czytelnicy, polecam naszą kochaną Grażynkę z Czytaninki, która choć
jest wredotą, jest naprawdę rewelacyjna i kochana! Życzę Ci jak największych
sukcesów, kochana!
To ja dziękuję Ci Olu za poświęcenie mi troszkę (a raczej sporo) czasu. Każdego dnia udowadniasz mi, że jesteś niezwykłą osobą. Mam nadzieję, że dzięki naszej rozmowie, czytelnicy będą mieli okazję jeszcze lepiej Ciebie poznać. Podczas naszej rozmowy niejednokrotnie się uśmiechałam, ale i rozczulałam. Dziękuję Ci jeszcze raz, Kochana!
Tutaj możecie odwiedzić Olę. Po kliknięciu na poniższe nazwy, zostaniecie przeniesieni w docelowe miejsca.
Blog Stan Zaczytany
Fanpage Stan Zaczytany
Aleksandra Szoć - oficjalnie