Piotr Pietrzak (rocznik ’80) – z wykształcenia producent filmowy i telewizyjny. Przez kilka lat związany z telewizją Polsat, jako dziennikarz ekonomiczny. Od ponad dekady inwestor giełdowy, zafascynowany rynkami finansowymi.
Jako zodiakalny Byk, miłośnik luksusu i rzeczy pięknych. Kolekcjoner namiętności oraz niestrudzony poszukiwacz inspiracji. Zdeklarowany hedonista.
Debiutancką powieścią – Nic więcej – realizuje wielkie marzenie o wkroczenie do magicznego świata literatury.
1. Czy wyobraża Pan sobie życie bez zwierząt?
Absolutnie nie. Osobiście uważam, że zwierzęta dopełniają nas, jako ludzi. Te duże uczą pokory, te mniejsze wyzwalają w nas najgłębsze pokłady, skrywanej często, wrażliwości. Jednak wiele osób nie powinno mieć żadnych zwierząt domowych. Brak odpowiedniego podejścia i empatii prowadzi do tragicznych skutków.
2. Ile zwierząt miał Pan w swoim życiu?
Moje życie od najmłodszych lat wiązało się ze zwierzętami. Choć jestem urodzonym mieszczuchem, na działce rodziców mieliśmy mnóstwo zwierząt. Prym wiodły dwa owczarki niemieckie, ale była również farma świnek morskich, których zabawne chrumkanie rozlegało się tuż po wejściu do ich pomieszczenia. Miło wspominam również puszyste króliki, bardzo przyjemne w dotyku. Dla mnie, małego szkraba, było to magiczne miejsce. Nie musiałem jeździć do zoo. Niewielki ogród zoologiczny miałem na własność.
Moja siostrzyczka z mamą i psami |
Hera |
5. Co sądzi Pan o Fundacjach ratujących zwierzęta?
Kolejne trudne pytanie, ponieważ ostatnie lata ukazały przerażającą skalę zaniedbań w tym temacie. Wiele z wartościowych instytucji są zarządzane przez niewłaściwe osoby, czego skutkiem jest cierpienie niewinnych zwierząt. Zdecydowanie potrzebny jest szerszy nadzór i rozwiązania systemowe.
Ja w ostatnich latach często odwiedzam schroniska dla psów. Zazwyczaj wybieram te największe i najsilniejsze psy, których nikt nie chce wyprowadzać. Ostatnim razem był to Bernardyn, który przegonił mnie po całym lesie. To był fantastyczny dzień.
6. Załóżmy, że jest Pan świadkiem sytuacji, w której ktoś krzywdzi zwierzę. Jak Pan reaguje?
Powiem krótko: Lepiej żeby krzywdzący nie trafił w moje ręce.
7. Pana ulubione zwierzę to?
Jestem absolutnym psiarzem i śmiało można powiedzieć, że wychowałem się w ich towarzystwie.
W swoim życiu miałem już wiele ras i wszystkie były niezwykłe:
O Dianie i Aresie, dwóch pięknych owczarkach pisałem już wcześniej. Strzegły działki rodziców i to było ich królestwo.
Pierwszym psem domowym był czarny kundel Hektor. Jego imię zgadzało się z jego charakterem, ponieważ był niezwykle twardy i bardzo waleczny. Doskonale pamiętam jedną z sytuacji, podczas której rzucił się na dwa znacznie większe od siebie psy. Muszę przyznać, że z trudem go odciągnąłem. Ale szczęśliwe… głównie dla tych dwóch psów.
Hektor był również bardzo rozrywkowy. Czasem uciekał ze spaceru i wracał po kilku dniach. Niezwykły osobnik.
Hektor |
Najważniejszym psem w moim życiu był zdecydowanie Luka. Nazwałem go tak na cześć Luci Brasi z filmu „Ojciec chrzestny”. Był tak samo potężny, silny i, co najważniejsze, był członkiem rodziny.
Było dla mnie zabawne, gdy wszyscy pytali, czy Luka to suczka? Ale nie, Luka był niezwykłym Amstaffem o bardzo łagodnym usposobieniu. Był ulubieńcem mojego osiedla. Z racji wyglądu wszyscy czuli przed nim respekt, a w rzeczywistości był misiem do przytulania. Nigdy nie zapomnę sytuacji, gdy podczas spaceru napotkaliśmy psa kieszonkowego, jak je nazywam, miniaturowego Ratlerka. Gdy zaskoczony Luka zbliżył się do niego, przez moment nie wiedział, jak się zachować. Nachylił się i przytknął nos do małego pyszczka. Wtedy nastąpiło piskliwe szczeknięcie. W pełnym szale, Luka uciekł na kilkaset metrów. Co gorsza, nie zamierzał wrócić…
Luka był uwielbiany przez wszystkich, również przez koty. U schyłku jego życia, małe kotki nie spały ze swoją mamą. Spały z nim.
Luka i Pusia |
Luka miał długie i wspaniałe życie. Przeżył ponad czternaście lat, co dla tej rasy, jest godne podziwu. Gdyby nie rak i wodobrzusze, mógłby pożyć troszkę dłużej. Decyzję o jego uśpieniu podejmowałem ponad rok, ponieważ tylko ja mogłem to zrobić. Choć ta decyzja była jedną z najtrudniejszych w moim życiu, to jestem przekonany, że czeka na mnie po drugiej stronie i kiedyś się spotkamy. Do zobaczenia Luka…
Pustkę po Luce, na pewien czas wypełniła Hera, suka owczarka niemieckiego, którą odziedziczyłem po poprzednich właścicielach nowo kupionego domu. Była tak wychudzona, że pół roku zajęło odkarmienie jej do satysfakcjonującego stanu. Pomimo problemów zdrowotnych, które były wynikiem zaniedbania, Hera była bardzo pogodna i ufna. Uwielbiałem ją za to, że nie odstępowała mnie na krok. Luka bywał o to zazdrosny.
Mój ulubiony zestaw spacerowy |
Pierwsza noc w nowym domu |
Hera i "Szczur" |
Ulubione miejsce nowej królowej - huśtawka ogrodowa |
Obecnie dom jest opanowany przez Lili i koty. Po odejściu Hery, to one rządzą. Ku mojemu lekkiemu utrapieniu, ponieważ koty nie są moimi faworytami. Jednak one uwielbiają mnie…
Pusia lub Tosia - nie zapamiętuję ich imion. To kobiece maskotki. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad.